Ożenek i kaplica

Mam wrażenie, że kwiecień pozazdrościł majowi, a może się nawet zamienili? Zgaduję, co czeka nas za miesiąc skoro teraz już kwitną bzy, konwalie, niezapominajki i jabłonie, a nawet kasztany ?….. Rzeczywistość ciągle dostarcza mi tematów do zdziwienia, więc jak tu się nie dziwić? 🙂 Nie żebym się tym niepokoiła, bo jeśli wierzyć „specom od psyche” to zdziwienie, podobnie jak zaciekawienie (które jest często przez nie wywoływane) jest początkiem procesu twórczego, zrozumienia (Platon i Arystoteles twierdzili nawet, że jest początkiem filozofii )….i mówią, że warto się dziwić, dla treningu umysłu, dla kreatywności, relacji oraz dla swojego samopoczucia i redukcji napięć. (choć zdziwienie może czasem i zaboleć)….W każdym razie pewne jest, że jeszcze niejedno mnie zdziwi, i nie mam się co dziwić 🙂 ….ta „dygresja” jest przydługa nieco, bo przecież nie o „dziwowaniu się” miało być, a o minionym weekendzie.

A więc było tak: być może tytuł dzisiejszego wpisu może sugerować, że znów dwoje ludzi wzięło miłość w ręce i przysięgali sobie przenieść ją przez całe życie, i że ja byłam tego świadkiem i „weseliłam się” z tej okazji.
Tymczasem słowa w tytule przypadkiem się dopasowały, tworząc nawet sensowny „zlepek” a pochodzą od dwóch różnych wydarzeń kulturalnych, w których brałam udział i które odbywały się w miniony weekend w Stolicy. „Ożenek”, to słynna sztuka N.Gogola, którą obejrzeliśmy w sobotni wieczór na scenie „Och teatru”, zaś kaplica dotyczy wystawy Kaplicy Sykstyńskiej, która przez kilka mies. (do niedzieli właśnie) była do obejrzenia na warszawskich błoniach.

Na „Ożenek” wybierałam się już od jakiegoś czasu (w lutym miałam nawet bilety do teatru „6 Piętro” ale ten spektakl odwołano) ponieważ – przyznaję się – słabo znam twórczość Gogola więc staram się coś nie coś naprawić. Absolutnie nie jest usprawiedliwieniem to, że nie był on na listach lektur mojej edukacji szkolnej a potem …a potem czytało się już coś innego. W Polsce sztuka ta ma swoją długą historię sceniczną, a także przepiękny, przekład Juliana Tuwima.

To gogolowska sztuka sprzed półtora wieku, grana aktualnie w „Och-u”, jest wyreżyserowana przez Janusza Gajosa, i choć reżyser nie uwspółcześnienia tekstu na siłę, i nie tworzy klimatu dla lat współczesnych, to sztuka ta wcale nie trąci myszką…. i co najważniejsze nadal śmieszy a to świadczy o uniwersalności Gogolowskiego przekazu… Śmiejemy się sami z siebie, jak tego chciał sam autor, który był świetnym obserwatorem ludzkich charakterów. Dlatego jego teatralny świat wypełnia plejada oryginalnych, niepowtarzalnych postaci. Bawią, śmieszą, ale i przerażają, bo są uderzająco prawdziwi….choć skryci pod aktorskimi kreacjami. Najtrudniej jest rozśmieszyć, by nie przesadzić, ale też pobudzić refleksję widza nad ludzkimi relacjami i społecznymi konwenansami. ….(Tak naprawdę to śmiejemy się „po wierzchu”, bo na scenie jest po prostu zabawnie…ale to przecież w gruncie rzeczy tragedia, nie komediodramat).

Ożenek” stwarza wyjątkowe szanse na niezwykłe kreacje aktorskie, a występujący w tym spektaklu artyści wykorzystują to ku uciesze widzów, wydobywając smaczki i niuanse w przejrzysty sposób. Śmieszność i karykaturalność nie wynika tu z jakiejś aktorskiej szarży, tylko z pełnego zrozumienia treści utworu. Aktorzy żonglują słowem i gestem po mistrzowsku , raz ukazując współczesne, groteskowe, gorzkie oblicze dramatu, to znów grając czystą komedię. Wszyscy byli świetni ale mnie zapadną w głowie dwie kreacje: brawurowa gra Krystyny Tkacz w roli Fiokły Iwanowny (swatka) oraz Pawła Domagały w roli Podkolesina (tu pozytywnie jestem zaskoczona, bo nie znałam go z tej przestrzeni)…. Naprawdę, jeszcze nigdy w teatrze tak się szczerze nie uśmiałam. Wręcz do bólu 🙂 !!!!…

” Zawsze czasy są marne-wiedział o tym Nikołaj Gogol. Marność czasów można jednak neutralizować. Sztuką, śmiechem i mądrością. Śmiech jest jednak trudny, jeżeli nie neutralizuje marności, która jest wieczna. U Gogola śmiech jest zatruty, u Gajosa – przenikliwy”.”

A jak na niedzielne przedpołudnie przystało, spędziliśmy je w …”kaplicy” 🙂 🙂 , urządzonej w specjalnym namiocie, w którym odbywała się wystawa multimedialna pt. ” Kaplica Sykstyńska. Dziedzictwo”. To pierwsza taka wystawa na świecie, będąca pod auspicjami Muzeów Watykańskich.

Przyznaję, że ja nie przepadam za pokazywaniem sztuki/obrazów w ten nowoczesny (coraz bardziej popularny) sposób. Obejrzałam kiedyś wystawę impresjonistów, wiem na czym to polega i to już mi wystarczy. Lubię oryginały, uwielbiam muzea i ich atmosferę …nie przeszkadzają mi nawet te obrzydliwe kapcie. 🙂 W prawdziwej Kaplicy Sykstyńskiej w Rzymie byłam, zobaczyłam na czym polegał geniusz Michała Anioła ale nie było czasu (ogranicza się on zwykle do 15 min) a może raczej luksusu, by w skupieniu, dobrze przyjrzeć się temu uniwersalnemu miejscu dla historii, sztuki i wiary. Dlatego zdecydowałam się obejrzeć tą wystawę, by móc szczegółowo, w spokoju (bez tłumów) jej się przyjrzeć, by więcej zobaczyć.

Ta wystawa mulimedialna bazuje na zdjęciach o bezprecedensowej jakości włoskich fotografów, i jest ona zupełnie innym doświadczeniem i przeżyciem. Oprócz niecodziennych wizualnych wrażeń – oglądamy każdy detal malarskich fresków, dostarcza też sporej dawki wiedzy w atrakcyjnej formie ….to z arcydziełami obcujemy tutaj przez 90 minut. Podzielona była na trzy części. W pierwszej części, oprócz wielu ciekawostek na temat kaplicy, malarzy obejrzeć można było repliki rzeźb Michała Anioła: watykańskiej Piety z Bazyliki św. Piotra i w mniejszej skali Dawida, którego oryginał znajduje się w Galerii Akademii we Florencji. W części drugiej – kinowej, na potężnym 19-metrowym ekranie !!!! , wyświetlany był film, wprowadzający w tajniki powstania i tematykę fresków w Kaplicy Sykstyńskiej. A w trzeciej części niezwykle dynamiczna projekcja przestrzenna otaczała nas freskami ze wszystkich stron, pokazując je i w zbliżeniu i w perspektywie, mieszając punkty widzenia i sekwencje scen, co sprawiało niesamowite wrażenie, to była jakaś multisensoryczna przygoda. 🙂 Zadowolona jestem, że udało mi się w ostatniej chwili odwiedzić tą wystawę.

„Nikt, kto nie widział Kaplicy Sykstyńskiej, nie ma jasnego wyobrażenia o tym, co może osiągnąć człowiek”… /J.W.Goethe/
Grzech pierworodny /M.Anioł/
Dłonie -Stworzenie Adama /M.Anioł/

Warszawski weekend był bardzo udany choć nie widzieliśmy się z Dziećmi. Oni mieli swoje plany na weekend, poza miastem. Zatem cały dom mieliśmy dla siebie i kota do towarzystwa, z którym umówiliśmy się na następny raz, niebawem. 🙂

Dodaj komentarz