
Lato przyszło…nareszcie. Przysiadło na kopkach siana, dmucha skwarem i czerwieni się… To jego czas, więc niech się panoszy, niech się wywyższa nad innymi porami roku, czaruje, słońcu nie pozwala odetchnąć a każdą duszę zmusza do szczęścia.
Niezależnie jak spędzamy letnie dni, one mają własną atmosferę. Relaks, wypoczynek, wyjazdy, spotkania i… radość stają się symbolami tego sezonu. Jest lato i życie wydaje się (mimo wszystko) prostsze. No to zaczynam je 🙂 …
Sobota, wczesne popołudnie…. Sukienka, klapki, kapelusz i migiem gotowa jestem na przyjęcie ogrodowe (w wiejskich okolicznościach natury) u Oli i Andrzeja (zaległa impreza imieninowa )…. Dobre jedzonko, wino, pogawędki, truskawki prosto z krzaczka (z trzeszczącym piaskiem w zębach ale kto by się tym przejmował ), wyciągniecie się na leżaku…. i ptasi koncert. „Jedenastka” przybyła w komplecie.
Niedziela też plenerowa, wczesnym rankiem „wycieczka” na naszą wieś, niestety nie w celach rekreacyjnych lecz w „interesach”.

„Interes” załatwiałam z p.malarzem, który podjął się (w jak najkrótszym czasie) doprowadzić połowę domu do …. estetycznego wyglądu. Podczas lutowej, szaleńczej wichury nie tylko dach ucierpiał ale i jeden z pokoi. Poza tym, nie było tam malowane od „wieków” a skoro dom dostał nowe życie, więc trzeba go odświeżyć. Skoro moi „wspólnicy” zajęli się naprawą dachu, mnie przypadło zająć się wnętrzem. Zaczęłam poszukiwania malarza – tubylca, i przy pomocy dobrych ludzi udało się znaleźć fachowca (przystojnego 🙂 ) z dobrymi referencjami. Dziś było spotkanie, remont został umówiony i jest obietnica, że będzie szybko ( bo ja mam tylko 20 dni na tą „akcję”). Jestem realistką, ten „skansen” może kryć różne niespodzianki więc niepokój jest, prace mogą się przedłużyć. Na czas tego remontu oczywiście będę musiała tam zamieszkać, z czego nie jestem zadowolona. 😦
Będzie mnie to trochę kosztować – dosłownie i w przenośni 🙂 – ale postanowiłam nie martwić się na zapas, przecież zaczynam wakacje a to nie jest pora na zmartwienia ! 🙂



Hiszpańskie przysłowie mówi :„szparagi kwietniowe dla mnie, majowe – dla gospodarza, a czerwcowe – dla osła”….Mogę nim być 🙂 , wciąż nienasycona i cieszę się, że czerwiec mi je oferuje a moim szparagowym specialite de la maison nr. 1 jest risotto !!!! (zdj.2) zaraz po nim- penne (zdj.1)


Czytam: „Kobiety z obrazów. Nowe historie ”Małgorzata Czyńska
Jak u Ciebie zawsze pięknie i smacznie… 😍😘
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To lato jest pięknym czasem, i smacznym, który daje mi ogromną przyjemność ze wszystkiego Wiesz, że czasem w taki piękny czerwiec szkoda mi iść spać? 🙂 🙂 Bywało (na wsi), że spałam po 2 – 3 godziny. Najpierw długie siedzenie w nocy (ognisko, gwiazdy, księżyc, żabi koncert itp), potem krótka drzemka a gdy tylko zaczynało świtać przenosiłam się na leżak, nie po to by kontynuować sen ..po to by się gapić, nasłuchiwać, wąchać. Czerwiec był zawsze dla mnie jakiś wyjątkowy 🙂
PolubieniePolubienie