W obliczu wojny toczącej się tuż za ścianą, wymęczeni ponad dwuletnią pandemią mamy dość zmagania się z silnymi emocjami. Lęk, który aktualnie odczuwamy, dotyczy przede wszystkim straty: poczucia bezpieczeństwa, planów na najbliższy czas, pokojowej wizji świata, iluzji ….. że przecież świat i ludzie są dobrzy, i nie zabijają się nawzajem.
Wojna toczy się u najbliższego sąsiada więc mamy prawo czuć to wszystko…. Na dodatek my, Polacy, jesteśmy pokoleniowo obciążeni wojennymi traumami, które zapisane są w naszych genach chyba na wieki.
Nie mamy takiej mocy, żeby przewidzieć, jak to wszystko się skończy ale mamy wpływ na nasze myśli. które wpływają na nasze emocje, a te z kolei na nasze działanie. Podobno lęk związany z kryzysową sytuacją zwykle wygasza się do 6 tygodni. Jeśli trwa dłużej męczy i uniemożliwia normalne, codzienne funkcjonowanie, wtedy warto dać sobie pomóc specjalistom od „ducha”.
A im jest trudniej i im wiedza bardziej pesymistyczna tym częściej powinniśmy się uśmiechać! …. Że tak się nie da, że trudne? Trzeba uwierzyć w jego moc, w to że to nasz najlepszy lekarz…..poza tym: „Nigdy nie osiągnięto niczego wielkiego bez entuzjazmu”. To chyba dobra mantra na ten czas.
Wczorajszy wieczór był dla ducha, i był uśmiechnięty. Pomimo bolących mnie jeszcze zatok, chrypy i ogólnego osłabienia, za nic nie mogłam sobie odpuścić „wydarzenia” imieninowego u Bożeny. Było to też spotkanie „jedenastki”, po długiej przerwie (odliczyli się prawie wszyscy). Już samo przygotowanie do wyjścia dawało mi radochę ( staranny makijaż, paznokcie, wyrzucenie połowy szafy w poszukiwaniu „właściwego stroju” – przecież teraz to nie są codzienne czynności ). To był fajny wieczór i bardzo potrzebny nam wszystkim. Temat wojny na szczęście potraktowaliśmy „połowicznie”, przysłoniły go inne nasze WAŻNE sprawy. Zapanowała atmosfera normalności, wesołości, beztroski …niektórzy nawet zdradzali swoje bardzo dalekosiężne plany (moje najdalej sięgają do maja, i wydają mi się baaaardzo odległe 🙂 )…Była też pyszna kolacja i dużo dobrego wina.
A dzisiejszy wieczór to dopiero przyniesie kupę dobrych emocji. Idziemy na koncert do Atlas Areny „Razem z Ukrainą”, jestem przekonana, że to będzie wyjątkowe wydarzenie i pełne wzruszeń.
A tymczasem kwiaty kwitną – dzień marcowy pełen uroku. Wiosna…. a z nią nadzieja. Kupuję kwiaty, aby mieć powód do życia.



drżąc niepewnie jak liście na wietrze.
Choć tak trudno uwierzyć w możliwości spełnienia,
to nadzieja kołacze się jeszcze…”….To właśnie marzenia i śmiech są sekretem lepszego życia, więc trzeba je mieć-mimo wszystko
Trochę nie zgadzam się z tym „my”, bo każdy ma inaczej. Z pewnością jest grupa osób, które tak mają, oraz takie, które tak nie mają (mnie np. pandemia wcale nie wymęczyła, niemożność lotu do Polski była co najwyżej niedogodnością). Zgadzam się, że warto korzystać z pomocy specjalistów. No i relaks jest ważny, nawet ludzie na froncie szukają chwili relaksu, a my na razie nie jesteśmy na froncie. Trzeba zbierać w sobie siły, bo jej potrzebujemy, żeby żyć. Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„My” jest to rzecz jasna ogólnik….napisałam na podstawie obserwacji bliższych i dalszych mi osób oraz …ich relacji. Okres pandemii był niewygodny, tragiczny, pełen ograniczeń i strachu, wielkich dramatów po stracie bliskich, rozwodów,samotności, stracie majątków i poczucia bezpieczeństwa….mogłabym tak jeszcze 🙂 np. o nauce czy ekonomii – stracone lata. Zdaję sobie też sprawę, że są tacy na których pandemia nie zrobiła wrażenia, prawie jej nie zauważyli 🙂 (a nawet była pomocna w zrobieniu fortuny)… Jak wiemy wyjątki bywają w każdej regule, i wiem , że nie należy uogólniać. ….Tak, trzeba zbierać siły, szukać normalności (cokolwiek to znaczy),dbać o siebie i nie martwić się rzeczami, na które nie mamy wpływu (choć czasami łatwo nie jest)…. pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubienie
Będę Cię wypatrywać na koncercie 🙂 na razie wyświetla blok reklamowy, by dochód trafił na Ukrainę 🙂
Jutro wychodzę na wolność- kupię sobie kwiatki. Dziś ścięłam do wazonu wierzbę :-))
Ooo- jaki wzruszający początek koncertu! 😍
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No i co ja mam Ci powiedzieć? 😦 Choćbyś oczy wypatrzyła przez największy teleskop to byś mnie nie znalazła w tłumie, ponieważ mnie tam nie było …zostałam w domu 😦 😦 Virus wciąż nieujarzmiony, znów dziś zaatakował (znów temperatura), ja już nie mam siły, to trwa ponad tydzień, Podobnie ma moja Go !!!!…Tak więc koncert (wzruszający, wspaniały!) obejrzałam w łóżku. Nic to, najważniejsze przecież były bilety- cegiełki. Dobrego tygodnia życzę
PolubieniePolubienie
Dla mnie pandemia była mega męcząca, i w sumie nadal z tą koroną niemcy wydziwiają. Najbardziej to bym chciała aby życie wróciło do normy, bez wirusów i wojny.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mnie też…czułam się „zniewolona”, stłamszona tymi zakazami, obawami, niepokojem o najbliższych. Wprawdzie w rodzinie największe tragedie nas ominęły ale zmarł nasz Przyjaciel, mojego męża szef -Wspaniali Ludzie. Brakowało mi kontaktów z dziećmi, teatru, kina czy zwykłego wyjścia na kawę do mojej ulubionej kawiarni itp…był to okropny czas . Nie wiem czy teraz łapiemy oddech przed następną falą czy to mamy za sobą?. Na pewno jest większa o nim (virusie) wiedza i sposoby na ujarzmianie (oswajanie demona 🙂 )……Ja nie mam złudzeń, że świat w jakim żyłam do pandemii, do jakiego się przyzwyczaiłam – wróci….. Myślę, że nabrałam pokory i teraz nie chcę wiele, jak będzie zdrowo , spokojnie i bezpiecznie…z resztą damy radę. pozdrawiam ze słońcem , które ulokowało mi się w pokoju i miło głaszcze
PolubieniePolubienie
Już parę razy wymsknęło mi się – co teraz?
Niepokojąco przybliżyliśmy się do jakieś …apokalipsy. Mór, wojna, (ostatnio w Niemczech spadły nawet) „krwawe” deszcze… No i ja się (ostrożnie) pytam – co teraz? Być może bezpieczne, syte czasy odwróciły naszą uwagę, że takie rzeczy mogą się zdarzyć… Przecież wojen było setki… Podobnie chorób i zaraz (tu zwłaszcza złowieszcze lata 20te każdego wieku)… Ale to działo się w tzw ‚historii” a nie za naszych czasów… Teraz jesteśmy (głupio powiedzieć;-) bogatsi i o te doświadczenia… Ale ja ciągle przecieram oczy ze zdumienia i nie mogę w to do końca uwierzyć… Serdeczności.
PS Cieszę się, że macie taką swoją „Jedenastkę”;-) Dobre towarzystwo, wierni przyjaciele to chyba najlepsze, co może nam się w życiu zdarzyć;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Teraz… jest przeczekiwanie, nasłuchiwanie i jak piszesz – niedowierzanie. „Zaklinam” rzeczywistość na różne sposoby, ale ciągle widzę ją, tą „czerwoną linię”….Tak wojen było wiele, ale przecież daleko, dawno….Niedawno przeczytałam: ”teraz wszyscy mamy za dużo do stracenia by „bawić „ się w wojnę”. Przy zdrowych zmysłach nikt by jej nie chciał. Ale czy to nie człowiek wypracował narzędzia zagłady totalnej? I był z tego dumny….Czy apokalipsa będzie długotrwałym procesem (może on już trwa) czy raczej nagłą katastrofą?…. .Jeśli chodzi o „naszą Jedenastkę”, to pomyślałam sobie kiedyś, że był by to dobry temat jakiejś pracy naukowej socjologa 🙂 🙂 . Zjawisko naprawdę rzadko spotykane. Kiedyś już tutaj trochę o tym wspominałam Każdy z nas „naznaczony” jest ul.Wileńską , z tym samym podwórkiem. Niektórzy mieszkali od urodzenia, inni się „wżenili”. Jedni mieszkali długo (szkoła, studia, dzieci) inni krótko bo mieli szczęście by zdobyć własne M2. Teraz zostaliśmy tutaj tylko my, reszta rozpierzchła się po Łodzi i nie tylko. Na hasło „imieniny” zazwyczaj wszyscy są w komplecie. Średnio spotkanie przypada raz w miesiącu 🙂 …ale spotykamy się też z innych okazji. Niestety pandemia zaburzyła nam grafik spotkań, odrobimy 🙂 …czas leci, dzieci urosły (niektóre też się przyjaźnią ze sobą), większość z nas zostało dziadkami ale wciąż nam się chce być razem 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba